Na granicy cudu

ks. Wojciech Retman: Chciałbym porozmawiać o Pana twórczości, o wierszach. Czytałem Pana życiorys, niektórzy pisali analizę Pana wierszy. Lubi Pan przyrodę. Lubi Pan kolor zielony, lubi też Pan rozważania nad ludzkim losem. Ważna dla Pana jest chwila i jej przeżywanie, żeby z tego co jest przeżyciem wyjść ubogaconym.

Kazimierz Hoffman: No cóż powiedzieć? Przede wszystkim zacznijmy od tego, co Norwid powiedział, że poetą się nie jest, a poetą się bywa. To jest bardzo ważne, fundamentalne rozróżnienie. Chodzi o to, że myli się bardzo często tekst literacki czy nie literacki, ale przede wszystkim odnoszący się do estetyki i w pewnej formie skuteczny, nazywa się go poezją. I każdy kto pisze, próbuje pisać i uda mu się coś wydrukować, z tą myślą oddaje swój wiersz do druku, że to jest poezja. 

W.R.: Rodzaj łaski.

K.H.: Ale poezja według mnie jest to psychiczny rodzaj łaski, tak jak ksiądz zostaje powołany do pełnienia swojej misji, tak według mnie, i tutaj chyba pokrywa się to moje mniemanie z mniemaniem Miłosza, że jest się wybranym. To nie jest na zasadzie jakiejś arystokracji duchowej, ale dlatego, że Bóg życzył sobie, aby taki człowiek był, i przekazywał w mowie ojczystej, na mocy talentu, który został mu dany, rzeczy o świecie, o Bogu, o wierze, o przyrodzie. Stąd wynika cały zespół powinności i uwarunkowań, który składa się na powołanie poetyckie. Widocznie u mnie tak się to zdarzyło. Bóg chciał abym tę misję pełnił, żebym przekazywał czytelnikowi, swojemu rodakowi, a przy tłumaczeniu obcemu czytelnikowi, rzeczy ważne, dotyczące duchowości, piękna natury, a nawet metafizyki, transcendencji, kontaktu ducha z Bogiem poprzez pisanie. To jest ważne.

W.R.: Gdzie tu jest poezja?

K.H.: Bo ja nie wiem czyście Panowie* zauważyli – przez czasopisma, przez miesięczniki przewala się masa materiału literackiego, w zasadzie zapatrzonego w samego siebie, w rzeczy nieważne, ot, jakiś objaw wzięty z natury i obserwacji, jakieś przeżycie wewnętrzne, które wyraża i nosi w sobie każdy. Ale gdzie tu poezja?

W.R.: Tajemnica.

K.H.: Poza tym poezja w samej swej istocie jest tajemnicą, tajemnicą. Ja sam zawsze twierdziłem, zresztą powtarzam któryś rok, że człowiek jest ręką piszącą. Poeta – kto nim pisze? Odpowiedź – tajemnica, ja się domyślam, że Bóg, że Bóg pisze. Bóg, to jak mówią filozofowie (niektórzy są wierzący), to oko bez powieki, które we wszystko patrzy i ma wgląd. Dla mnie praktycznie nicość nie istnieje, chyba że w pojęciu świętego Jana od Krzyża, który mówiąc, że nie potrafi się Boga ogarnąć językiem ludzkim, poprzestaje na stwierdzeniu, że to dla tego języka jest wielkie Nic, ale wielkie pisane przez Nicość, czyli pełnia – to są paradoksy, ale one zmierzają do uchwycenia istoty człowieka twórczego w jego stosunku do Boga. I tak u mnie jest. I ja nigdy nie będę szerzył, że wszystko co napisałem spełnia reguły tej poezji, aczkolwiek jest na poziomie drukowalności. 

W.R.: Praca nad językiem.

K.H.: Ale wśród tych wierszy, osiemnaście tomów wierszy wydałem i dwa tomy eseistyczne o malarstwie, jest sporo pisanych intuicyjnie, tym drugim głosem słyszę – są wiersze, które te reguły spełniają. I spełniają podstawowy obowiązek poetycki przekazywania, dla mnie osobiście, szczegółu, zwracania uwagi nie na ilość, ale na pojedynczość, pojedynczy wytwór w dziele stworzenia Boskiego, bo to stamtąd pochodzi. I ja staram się to utrwalić, uchwycić w języku ojczystym, który jest podstawowym środkiem przekazu myśli i uczuć. Prawda? I ten język w sensie artystycznym przetwarzać, coś do niego dodać od siebie, żeby to była twórcza praca nad ojczystym językiem. Do tego potrzebny jest Hans Urs von Balthasar, wielki teolog szwajcarski, filozof, kardynał. Bardzo tego wspaniałego myśliciela cenię. Powiedział, że myśliciel, który nie ma słuchu modlitwy, słuchu ludzkiego, nie może tworzyć prawdy. Czyż to nie odnosi się do poety? Poeta jest twórcą, tworzącym, rozwijającym pewne reguły nawet mowy ojczystej lub obcego języka, którym potrafi się posługiwać. I tak to moja sprawa wygląda. I teraz, to jest moja pierwsza stąd wypowiedź. 

W.R.: Podstawy świadomości.

K.H.: Druga część – jest bardzo istotna. Znowu, wielki myśliciel, ale z kręgu filozofii niemiecko-austriackiej Max Scheler, antropolog, filozof, którego bardzo lubię, powiedział, że u podstawy każdej świadomości leży cierpienie. U podstaw wyższej świadomości, tej, która znamionuje twórców, niezwykle ważna dla konstatacji, i w pewnym momencie zacząłem o tym również napomykać, pisząc, i nawet tęskniąc do doświadczenia cierpienia, które łączę – jako człowiek wierzący – z cierpieniem Chrystusa. Człowiek swoje cierpienie łączy z Chrystusem.  

W.R.: Znaki.

K.H.: Dwa tygodnie przed przybyciem tu do szpitala, miałem wieczór autorski w Węgliszku. Promowano moją najnowszą książkę Znaki. Bóg często udziela się, Bóg wyraża się poprzez znaki. To jest bardzo ważna rzecz, to szczególnie teologia żydowska podkreśla – Martin Buber [żydowski filozof religijny – przyp. red.], ale to w chrześcijaństwie – w takim ujęciu. 

W.R.: Potrzeba cierpienia.

K.H.: I zacząłem mówić na tym wieczorze o potrzebie, potrzebie doświadczenia przez poetę cierpienia. Niech nie ucieka od cierpienia, bo to jest również podstawowa kategoria egzystencjalna, która jednego, drugiego – wszystkich dotyczy. Zależy jak się ją wykorzysta? Ja mówiłem, żeby wykorzystywać może nie w sensie tak wyrazistym, bolesnym dla doświadczenia poetyckiego, żeby móc poznać pisząc, jak inni mogą cierpieć, sam to znając z autopsji. I po dwóch tygodniach mnie to spotkało. Ja jestem Bogu bardzo wdzięczny, że to moje mimowolne życzenie, czy prośba, zostało spełnione, bo były chwile, kiedy bardzo cierpiałem. 

W.R.: Druga strona.

K.H.: Były chwile, proszę Księdza, że ja myślałem, że już nie żyję, ale że jeszcze jakaś egzystencja jest. Była niesamowita sceneria, niesamowite dźwięki, jakieś sytuacje, byłem pewny, że nie żyję, i że tak wygląda druga strona. Ale okazało się, że to był sen na jawie długi, którego doświadczyłem. Sami lekarze dziwili się, że przeżyłem – osiemdziesięciojednoletni starzec – tak niezwykle trudną, skomplikowaną operację. I przeżyłem. Sami się cieszyli ze swojej pracy, że tego dokonali, ale dodali, dzięki mojemu silnemu organizmowi i umysłowi trzeźwemu to przetrzymałem. Ale to było na granicy cudu. Oto co chciałem powiedzieć. Poprzestańmy na tym. 

W.R.: Dziękuję za to świadectwo. 

Od redakcji:
Rozmowa z panem Kazimierzem Hoffmanem została przeprowadzona 26 stycznia 2009 roku w Hospicjum – Domu Sue Ryder. Kazimierz Hoffman zmarł 3 marca 2009 roku.
* Przy nagraniu rozmowy pomagał Andrzej Rudnicki, stąd liczba mnoga w wypowiedzi poety. 

[Za: Niewysychające nigdy źródło, Bydgoszcz 2010. Pierwodruk: „Na Oścież” nr 3/2009]