Dla Kamila

Zbyt słabo – sądzisz – dziś przeżywam
cud ów, gdy słońce liść opyla,
a róża wonią swoją wzywa
ku sobie wątły lot motyla?

(Ach! bladoróży, jak jej dusza,
wśród krzewów kluczy, trawkę mija,
aż – na kształt ptaków, które wzruszy –
tęczowo siada: nektar spija…)

– Nie czas, Kamilu, na idyllę,
na azyl błogi pośród flory,
gdzie byśmy w słodkie metafory
chwytali tylko woń zawile.

My dobrze wiemy: motyl zginie –
o jego życie nikt nie spyta.
Lecz myśmy ludźmi, a czas płynie –
pamiętasz chyba Heraklita.

Nam dane, Kamciu, tworzyć nowe:
bogatszy owoc, szersze rzeki
i wspólny dom o drzwiach sosnowych,
by nas chwaliły przyszłe wieki.

A snem co poczniesz – wzniesiesz kamień?
Zapachem kwiatu – spoisz mury?
Z pomocą świetlnych bzdur omamień
wydźwigniesz dom pod samą chmurę?

Nie czas Kamilu, na idyllę,
na gniazdko ciche w sercu flory,
gdzie byśmy w słodkie metafory
chwytali tylko woń zawile.









[Wiersz ukazał się w 1/1955 numerze „Pomorza”].