Ilekroć spocznę tu…

pamięci przyjaciela

Ilekroć spocznę tu, u drzewa,
gdy powiew lata, je przenika
i drżący cień mą skroń owiewa –
wspominam zawsze twarz Henryka.

…Pamiętam, kiedyś, szliśmy razem
pachnących ziół, tych drzew gęstwiną
w bajeczne miejsce za upłazem,
na łąkę bujną niby wino.

Tam złożył farby… tam od razu
przemienił stare płótno lniane
w naiwne piękno krajobrazu
gdzie wszystko było jakby grane:

Błękitne bardziej tchnęło lato,
trawy zieleniej (tek, jak pierwsze),
a ja, wzruszony, patrząc na to
przeczułem wtedy swoje wiersze.

I teraz – zda sią – widać z dala
niesforne włosy, ciemne oczy
i rękę śniadą, co utrwala
rozległy spokój leśnych zboczy.

Zwiedziony nagle pełnią chwili
przybliżam twarz mą ku tej dłoni
– lecz nie ma nic jeż oprócz woni
i ptaka, co w listowiu kwili.









[Wiersz ukazał się w cyklu Z teki młodych poetów pomorskich w 33/1953 numerze „Nowego Toru”].