Jan, brat Gelsominy
A teraz już idźmy Bo oni – nawet nasze łachmany bębenek, sznur Nim błyśnie dzień pędząc swą wściekłość po dzikich ścierniskach staną nad naszym barłogiem weź swoją trąbkę chodźmy stąd chodźmy to czasy morderców * A kiedy udeptali tę ziemię nad gwiazdą poczęli zdrapywać z rąk swoich i czół brunatne plamy Połyskujący biali stoją nad szparką, w której żyją jeszcze ludzie Schodzą Cofamy się Ich nagłe wejście słodkawy odór krwi pełznący od palców ich twarze nie ludzkie i nie zwierzęce cofamy się prędzej! ale nogi: mamy z kamienia * Zwrócony ku tobie oddycham Nadbiegający płomień Ten krzyk Te palce na murze Ta pamięć krzyku wielkiego nocy bez nieba Zwrócony ku tobie oddycham Wycieram z oczu obrazy bolesne jak ziarna piasku Wycieram, by nie wróciły W południe, czyste jak tarcza w promieniach patrzę na ciebie . . . . . . . . . . . . . Czytam inny czas * A teraz już idźmy Oni biegną śladami tych słów W kapturach wieczoru.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)