Moravia. Warsztat

Ze starych tablic na szybkim portablu przepisywany
wzór;

jak mało tego. Nic poza następstwem ilościowym znaków
na szarym pustkowiu nieskalanej kartki w monotonnym
świetle; ruch? Ruch mechaniczny. Tak, tempo jest
odmierzone; nieruchomy nastrój. Plecami bez przerwy
czujesz: wielkie ziewnięcie pod nieruchomą maską
Dyktującego.

.  .  . 

Jak golf przez głowę ściągnąć, odrzucić
dzianinę Stylu w oranżu spłowiałym i poczuć znowu
nagość! Dlatego jest w Houston.
                                    Wywiad z tym Niemcem         słowa
Zdążając obok jego obcej twarzy cyfr
i sformułowań technologicz-
nego języka
wychodzi wreszcie na swoje: przed wielki srebrny ekran
księżycowej transmisji!
                                     Armstrong już zeszedł.
                                     Teraz schodzi Drugi.
Moravia chwyta. Szybko i prosto
naraz (w zwyczajnej mowie)
chwyta
rozszczepiającą się przez moment lecz zaraz
scaloną – jak uchwyt (jak
 szczegół) istotę fenomenu; notuje

i stanął drugi. A potem powiedział owo wielkie
i zarazem małe: znalazłem purpurową skałę* 
i księżyc się zaludnił.

              *
– Księżyc, pisałeś
– skała... Obojętnie zresztą co. Byleby poczuć to
przy policzku.








* Słowa Edwina Aldrina na Księżycu.

Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)