Pod wieczór
Tak pod czterdziestkę pod wieczór zaczynają się sypać jak liście z drzew Dotyka czoła i opadają mu ręce widzi w oknach mury ziemiste porusza wargami już mówić nie umie kurczy się naraz rozkleja pod piętą pantofle czekają na wędrówkę od ściany do ściany A w końcu ta historia niewarta jest grosza Ale zauważ spod pieca w otoczce ciepła poprzez nie domkniętą zastawkę Jego serca – wdreptuje weń matka przysiada na brzeżku – po chwili w jej palcach śmigają szydełka Jak można tak siedzieć w tej ruinie bez światła o prawie czterdziestu rozbitych lustrach! spójrzcie na jej twarz poprawiła swój czepek otwiera usta jeszcze go wykarmię i w świat wyprawię o i dzieje gruby ciepły szal
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)