Preludium
Mieszkałem długo u zimnych kamieni
miast wypalonych, gdzie wiatr tylko śpiewa
na ziemi pustej, gdzie nic już nie zmieni
listek ostatni z drzewa ostatniego
U ruin drogich zburzonego domu,
co tulił kiedyś jabłoń i motyla,
widziałem, smutny, jak w niebie pogromu
minęły lat mych najpiękniejsze chwile.
Czym uległ wtedy wszechwładztwu rozpaczy
błądząc wśród wspomnień, jak w wymarłym lesie?
Czy pewny tego, że czas nic nie znaczy,
byłem jak badyl w jesiennym bezkresie?
Nie, nie zmarniałem jak konar złamany.
Chowałem serce dla Wiosny, co wstanie,
bym wszystkie moje przeboleć mógł rany
i to, co żyje przeżyć, jak kochanie.
[Wiersz ukazał się w cyklu Z teki młodych poetów pomorskich w 33/1953 numerze
„Nowego Toru”].