Przyrzekłem

Nie siądę z nimi wokół stołu,
z ich domów – czarny pył.
I ptak nie wrócił, z nimi spłonął,
i liście zebrał dym.

Choć przeszły lata i już nowy
w ogrodzie świateł stoi dom –
wciąż pełznie za mną tamta chwila
pijana ich niewinną krwią.

Ich ciała widzę, sine twarze
miażdżone kolbą, słyszę cios –
nim wszystko pożarł rozpalony
faszysty dłonią stos.

Jak głucho teraz… Patrzę w okno:
niedośpiewany spada liść,
kołuje wolno, ziemi dotknął,
pocznie gnić…

Nie, nie zawiążę ócz żałobą!
nie mogę złożyć w żalu rąk.
Ja nawet znad ich strasznych grobów
przyrzekłem im odtrącać mrok.









[Wiersz ukazał się w 2/1955 numerze „Pomorza”].