Z Manczy
Tej trąby
jerychońskiej
w porcelanie snu
tych luster przepiłowań
owych hihan osłów z przerażonym okiem
gdy Mancza w płomieniach stanowi naraz tło –
jakże nie dosłyszeć
jak nie pojąć w lot!
I oto pędzi Pęd w krużkankach warczy
na sztachetach kolumn miecz mu bokiem gra
o wygwizdy schodów
o piachu biczyska
widzi to – już widzi –
całe w klekotaniu – od pięty po dach!
trach!
cisza.
Kto wzywał go
Co było
Skąd na ziemi kopia?
Skąd czerwony płaszcz?
wracajmy do łóżek