Zły dzień
Że coś z nim nie tak powinien wyczuć z ukośnych spojrzeń rentiera na ławce obok (widzi je bokiem niejako) i z nagłego smutku: ni psa ni kota chociażby, którego można pogłaskać, by potem patrzeć jak się zaciera w plam- kach światła parkowej alei. Dzień jest pogodny i ciepły, połowa sierpnia dopiero, a on czuje chłód, wręcz ziąb, dotkliwy: tak, coś tu narasta, stopniowo, powoli (ta reżyseria!) do czasu, by wreszcie mógł złapać się na tym, że od paru już chwil patrzy na gałąź starego klonu nad sobą – czarną i mocną na oko niby sznur z Tooala (tę nazwę ma ze snu) poręczny w spra- wach nie do odłożenia i nie do zatrzymania (...) No tak. W ten oto sposób, okrężny zatem, stąd i podstępny, nawiedza go stan graniczny tego popołudnia: nie lęk, nie lęk już tylko: strach.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)