Pogrzebowe refleksje o Kazimierzu Hoffmanie

1. Spotkanie.
Mniej więcej od 1990 roku, czyli od początku należę do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Odległość utrudniała uczestnictwo w oddziale warszawskim SPP, więc przeniosłem się do Bydgoszczy. I tu poznałem osobiście pana Kazimierza Hoffmana. Przedtem nie miałem kontaktów ani z nim, ani z innymi miejscowymi literatami.
Na ostatnim zebraniu witał nas serdecznie i z jakimś wysiłkiem, jako człowiek chory, odchodzący, próbujący podsumować lata swego prezesowania w bydgoskim oddziale SPP. Mnie witał szczególnie, przedstawiając jako kolegę, który przeniósł się z oddziału warszawskiego. Miałem to szczęście, że na zebraniu przeczytał z uwagą mój wiersz Pies Jory. Zdziwiłem się, że wybrał ten wiersz, który mój przyjaciel z Krakowa ocenił negatywnie i z oburzeniem. Ten wybór wynikał z zatroskania i szacunku dla każdego, dla przyrody, także dla psa. W tomiku A-dur jest modlitwa za zmarłe zwierzęta, pies grzebie w ziemi i wybiera coś dla Hoffmana, który marzy o krzyżu w ręce, gdy będzie umierał. Dojrzałość jest dopiero przez śmierć – pisze – bo moc przychodzi z czekania na koniec.

Ma jeszcze miesiąc życia przed sobą
i świeże płótno, które na blejtram naciągnął rano,
tak, zagruntował, starannie

Ta wrażliwość człowieka, który spełnia się powoli, spokojnie i uczciwie, iskrzy w różnych miejscach jego poezji. Widać, jak dokładnie obserwuje świat, ludzi i siebie, nie widząc czerni, bo jej nie ma, bo „wszystko w końcu błękitnieje, jak zawsze: w słońcu”.
Inny opisali jego poezję. I jeszcze będą próbowali jej odrębność klasyfikować.

2. Pogrzeb.
Po miesięcznym pobycie w bydgoskim hospicjum zmarł we wtorek 3 marca 2009, pogrzeb 6 marca 2009 o godz. 13.00 w kaplicy pogrzebowej Parafii Rzymskokatolickiej Zmartwychwstania Pańskiego w Bydgoszczy u Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo, skąd kondukt z udziałem żony, córki, krewnych, licznych przyjaciół, miłośników trudnej i odrębnej poezji Hoffmana wyruszył aleją do grobu. Niektórzy nieśli wieńce i kwiaty, inni wspomnienia i twórczość zmarłego śp. Kazimierza. Ponownie w naszej pamięci próbowaliśmy utrwalić 19 tomików poetyckich – począwszy od debiutanckiego Trzy piętra domu (1960) aż po najnowszy Znaki (2008), wydane dwa zbiory szkiców poświęconych sztuce oraz liczne wiersze publikowane na łamach czasopism, z radością pamiętaliśmy o nagrodach otrzymanych przez zmarłego, zwłaszcza o prestiżowej nagrodzie polskiego PEN Clubu za całokształt twórczości literackiej (2005).
Przewodniczyłem mszy pogrzebowej. W homilii powiedziałem m.in.:
Drodzy uczestnicy pogrzebu śp. Kazimierza Hoffmana. Żegnamy księcia bydgoskich poetów. Miał 81 lat. Był dziennikarzem, związanym z bydgoską redakcją Polskiej Agencji Prasowej przez 28 lat. Znany z uczciwości wobec siebie i wobec słowa, które tworzył. Dlatego po tzw. wydarzeniach marcowych w Bydgoszczy (1981 r.), kiedy to milicja pobiła w siedzibie Wojewódzkiej Rady Narodowej działaczy NSZZ „S”, opuścił Agencję na znak protestu, ponieważ jego autorstwa rzetelna relacja z tego zdarzenia, nie ukazała się w serwisie PAP, w zamian wydrukowano wygodną dla władzy oficjalną wersję wydarzeń.
Debiut poetycki w 1950 r. w rozgłośni Polskiego Radia w Bydgoszczy został poprzedzony wstępem o cztery lata starszego poety Zbigniewa Herberta: „Czujność wobec życia idzie u Hoffmana w parze z czujnością wobec siebie samego i własnej poezji. Poeta o nieprzeciętnej kulturze literackiej i skłonności do wyrafinowania, odczuwa mocno nakaz czasów – nakaz prostoty”.
Hoffman rozumie poezję jako dar i jako łaskę z nieba. „Bywa się, kiedy się pisze. A pisze się, gdy spływa łaska. My jesteśmy tylko piszącą ręką, a kto nami pisze? Ja jako człowiek wierzący odwołuję się tutaj do Boga, do Absolutu”. Taką radę dawał młodym: „Czytać, jeszcze raz czytać i dokształcać się. Bo człowiek uczy się całe życie. Tak jak pianista, musi ćwiczyć gamę codziennie. I jeszcze jedno – trzeba być cierpliwym i pokornym. Pokora świadczy o dojrzałości, łączy się z czystością, zwięzłością, niezbędnością słowa”.

Zgadza się z tym, kto
„powie: poemat sławi
świętość
właśnie: Heilige
słowo nie z tej ziemi przecie
a raczej z darów Nieba: Dar”.

Jego odczuwanie jest poruszające, jego wrażliwa czujność niepokoi nas zbyt pewnych siebie. Poezją próbuje nas wciągnąć do dyskusji i sporu z całym światem, z malarzami, poetami, filozofami, świętymi, konstruując sens. Najbardziej spiera się z Tadeuszem Różewiczem, z jego koncepcją nicości, u którego znajduje ostatecznie dowód wiary:

ten Człowiek
syn boży
jeśli umarł

zmartwychwstaje
o świecie każdego dnia
w każdym kto go naśladuje


I komentuje to

tak. I choćby tego nie zamierzał albo
nie chciał nawet, tu

zważ,

daje d o w ó d wiary w to
wszystko, co Jezus o sobie powiedział

W wierszu Jutrznia rozmyśla także:

A jeśli przyjmiemy
że nie był kłamcą, 

Ośmiu błogosławieństw z Kazania na Górze
nie mógł nam wmówić oszust
, wtedy

wszystko co mówił
jest prawdą

Każdy wiersz, jakaś chwila, pauza, następny wers Kazimierza Hoffmana to subtelne macanie słowami jakiejś niewidzialności. To delikatny i dokładny rysunek igłą. Poeta zatrzymuje się na przeczuciu, iż jest Absolut, Bóg, Ten, kto unosi wysoko przestrzeń, nasz sens i nasze wartości. Jest światłem.

wieża ze światła. Chorał, nie
wiem który. Wieża ze światła
chorał. On mnie umacnia.

Cieszymy się, że był pośrodku nas, że jest przed nami człowiek pokorny i uważny, cichy i ukryty. W Bogu pokładał całą swoją nadzieję. Coś z jego wiary możemy przyjąć. Choćby subtelność słowa, które sięga aż do niewyobrażalnego.

3. Wiersz. 

Światło                 

Kazimierzowi Hoffmanowi

Dokąd idziesz?
– Do całkowitej czerni,
spod której wylatują jesienne liście.
Wysoko i drżąco kołując
– rozjaśniane żółcią i złotem.

Gruczno 27 XI 2009

[Za: Niewysychające nigdy źródło, Bydgoszcz 2010]