Dalekie, bliskie
Dwa paradoksy. W pierwszym przypadku realistycznie namalowany krajobraz wiedzie ku tajemnicy, której nie sposób dociec, w drugim – chłodno obmyślona kompozycja abstrakcyjna otwiera się i zaprasza do wnętrza.
W obu mamy do czynienia ze zbawiennym przykładem niejednoznaczności malarskiego przekazu. Zbawiennym, bo umożliwiającym odbiorcy, jego wyobraźni, spotęgowanie wymowy malowidła.
U bramy
„Malować to tyle, co odważyć się
na milczenie”
José Ortega y Gasset
Widok jest pogodny, niezamącony w swych trzech rozległych, horyzontalnych planach, łagodne światło z zachodniej strony modeluje u dołu długi ciemny mur; ponad nim przestrzeń zwieńczona pagórem z plamką sjeny na szczycie, opadająca ku czemuś, co jawi się morzem albo i pasmem dalekich gór (błękit myli); nad wszystkim – niebo, wielkie i ciche.
Ogrom, zaduma, uroda melancholii… Ale i coś jeszcze, coś, czego nie da się rozwikłać.
Poetyka snu.
Oto mur. Wspaniała zieleń, ciężka od czerni. W murze jest brama. Świetlista biel. J e s t. Lecz n i e ma klamki. Brak zamka, brak klucza. Dlaczego?
Co kryje mur po drugiej stronie? Co kryje rzeczywiście?
I wkrada się niepokój. Schematyczna forma wrót, wejścia (przejścia) zmienia się z wolna w tajemniczą stelę czy nadgrobną niszę osłoniętą łamanym daszkiem; w chropawy wapień z zatartą inskrypcją, która mogła być przecież wytłumaczeniem…1
Stoimy przed murem. Bez szansy wejścia. Jak przed kamieniem Szymborskiej.
I trzeba się cofnąć.
Są we mnie granice nie do przekroczenia, zdaje się tutaj mówić Natura.
Więc tylko pozór jej otwartości, pozór jej przyzwolenia? Mimo oczywistego faktu, że dzień jest pogodny, światło koi, a rzeczy cieszą?
Chyba i to, przede wszystkim to, chciał nam wyjawić Włodzimierz Łajming w swym bogatym w znaczenia płótnie Brama, z 1983 roku.
*
…w y j a w i ć. Mimo milczenia; właśnie. Siła milczenia. Odpowiedź.
Domostwo
To się czuje.
Wpierw był zamysł obrazu ograniczonego do walorów czysto konstrukcyjnych. Idea kwadratu osadzonego na dwóch liniach przecinających się pod kątem prostym nieco powyżej środka płaszczyzny malowidła. Nic więcej. Jeszcze jedna z wielu prac trwoniących myśl Cezanne’a: w każdym przypadku wiązać abstrakcyjnie doskonałą w kwadracie płótna kompozycję z konkretną wizją otaczającego nas świata materialnego.
Tak to bodaj było na początku, kiedy Jerzy Gurda zaczynał swój Obraz2.
To, co widać teraz, jest już wyłącznie zadziwiającą p r z e m i a n ą, której przyczyn nie trzeba dociekać, choć można się domyśleć: w miarę malowania, chłodną refleksję przełamało uczucie.
…Logicznie scalona konstrukcja. Linearna. Proste kąty. Linie napięć. Bezbłędne wyważenie. A przecież całość – wbrew konwencji, skrajnie ograniczającej rolę koloru w obrazie – jest z koloru! Z ciepłych brązów; w gamie chromatycznej niemal.
W górze i pośrodku dużo światła: złoto. Stłumione, więc koi. Im więcej światła, tym więcej cienia. Tak, sięgnięto tu do ś w i a t ł o c i e n i a, do środka wyrazu ulubionego przez Rembrandta, który służył mu do wyrażenia, jak zwykło się mówić, „najintymniejszych uczuć i myśli”.
Malarz zawierzył dawnym Holendrom.
Płótno malowane jest laserunkami. Czysto, dokładnie. Centymetr po centymetrze.
Popatrzmy.
Świetlistość, łagodne przejścia w cienie; formy z bliska i z oddalenia; stąd wrażenie głębi, drugich planów, wnętrza…
Rzecz skłania ku sobie, stopniowo; staje się bliska. Mimo woli przywołuje zdanie z Williama Jamesa: „Póki przedmiot jest niezwykły, nasze oczekiwania z nim związane są mętne; gdy stanie się znajomy, nabierają w pełni określonych kształtów”.
Praca Gurdy.
Ktoś powiedział: tu można zamieszkać, rozgościć się w jakimś kącie.
Obraz jest o t w a r t y; i w przedwieczornym słońcu. Wzbudza radość, a potem zamyślenie…
Ktoś nazwał go: domostwo.
1 Pojmuję zadumę poety i krytyka Kazimierza Nowosielskiego, kiedy w szkicu o dziele malarza z Gdańska pisze: „Przez lata malować obrazy z różnie ujmowanym motywem drzwi lub prostych, ikonostasowych wrót (…) determinacja to? Głęboko przemyślany zamiar? A może jeszcze coś innego?”, „Topos” nr 3 (34) 1997.
2 Najlepsze, moim zdaniem, płótno w dorobku tego twórcy zmarłego w Bydgoszczy w 1987 roku. Obraz w posiadaniu tamtejszego Muzeum im. Leona Wyczółkowskiego.