Dwoje ludzi o zmierzchu
tak, aby być trochę. Dlatego idą wolniej; jest cicho; i pora, kiedy raz jeszcze, nie wiadomo który to już z rzędu, od- słania się w nim obraz, a raczej szczegół: zadziwiające! Oto nieustannie żywy z a p a c h lakieru (!) łódeczki z drewna, od ojca: trzyletnie dziecko, wyciąga ją z wody, unosi nad prążkowaną światłem płyciznę na plaży koło Helu bodaj, przytula, mokrą, do policzka by wdychać cudowny dlań zapach! i to trwa. Czyżby poprzez taki tylko (aż?) znak miało zapaść w niego w dzieciństwie i trwać po starość najbardziej dojmujące doznanie o b e c n o ś c i morza? Przez chwilę korci go, by podzielić się tym z nią, tu, teraz, lecz coś mówi mu: zachowaj kobieta milczy, jest zamyślona. Dzień mieli dobry raczej; przez całą łąkę płynął strumień, na jego dnie leżało światło. A potem jeszcze ujrzeli miejsce, gdzie z wielu przedmiotów (po dwa, po cztery) spamiętała jeden: ostrze z metalu, ślad Gotów z północy, przemykających dołem tamtego wzgórza; tak im powiedziano (...) I kiedy to było? Zapewne rzecz jest cenna; bardzo. Droga skręca teraz, opada łagodnie, zapach dymu, palonych łodyg, nagły od pól czeka tam, gdzie byli wczoraj. Mężczyzna przystanął. Czuje lekkie zdrętwienie ręki lewej. „Usiądź na chwilę. I nie mów” jej głos otwiera jego oczy: ściemniało. Już wieczór i czuje się chłód od ziemi.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)