Głos przywołujący stary motyw

łapiemy z zewnątrz. Wszelkie zamknięcie odbiera nam widok, 
kroplę 
i tlen 

posłuchaj: twierdzenie, że 
to, z czego najpierw ciągnąć powinien utwór, 
znajduje się „w” 
                           jest mową profesorów o krótko brzmiącym 
nazwisku (...) Przypomina mi się scena, 
ostatni wykład przed Mobilizacją, gdy jeden z tych blon- 
dynów, oparty o pulpit, w krawacie 
w zimny fiolet, 
otwierał wciąż, zamykał stale 
śliniąc kartki palcem; 

zgarnąłem skrypty 
i poszedłem za miasto. 

Uderza mnie umiar 
posłyszanego niegdyś zdania: drzewa można dotknąć 

bierzemy z zewnątrz. I 
pojedynczo. Drzewo w przestrzeni; 
                    proste związki: dwa albo i cztery klony, 
niewydeptaną jeszcze po wzgórza trawę, po której idzie 
człowiek z kozą, przystaje na chwilę, oddaje mocz 
i rusza dalej, wchłonięty po chwili, jak każde nasienie, 
w świetliste tło; 
                        tyle jedynie. Ostatnia po nim kro- 
pla na rumianku niech starczy za całą przyczynę poematu. 

.  .  . 

ktoś targa mnie za ramię, otwieram oczy 
i 
słyszę motory. Za chwilę mamy ruszyć. Jak zwierzę czuję: 
pójdziemy w głąb. 
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)