Koda
schyłek życia, Mahler; to przesuwanie się muzyki ku jednemu miejscu, gdzie jest już tylko spokój . . . ale czas iść. Wygaszony gmach i nikły zapach brzostu w opustoszałej sali. Wolno schodzę po schodach w śniegu, co się iskrzy. Niespodziane zdanie: „przyjdź, śmierci moja, moja radości”. Nie wiem skąd się wzięło, uparte, niemal trwałe. Szeptane teraz nawet, gdy trzech ludzi niemo podchodzi ku mnie od strony księżyca a ja w ustach czuję znowu smak słony blaszek baterii kieszonkowej z rozkoszą przytykanych w dzieciństwie do języka, jak to już bywa u mnie w końcu na widok pysznie oksydującej broni.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)