Koda

schyłek życia, Mahler; 

to przesuwanie się muzyki ku jednemu miejscu, gdzie 
jest już tylko spokój 

.  .  . 

ale czas 
iść. 

Wygaszony gmach 
i nikły zapach brzostu w opustoszałej sali. 

Wolno schodzę po schodach w śniegu, 
co się iskrzy. 
Niespodziane zdanie: „przyjdź, śmierci moja, moja 
radości”. Nie wiem skąd się wzięło, 
uparte, niemal 
trwałe. 
Szeptane teraz nawet, 
gdy trzech ludzi niemo podchodzi ku mnie 
od strony księżyca 

a ja w ustach czuję znowu smak 
słony 
blaszek baterii kieszonkowej 
z rozkoszą przytykanych w dzieciństwie do języka, 
 
jak to już 
bywa u mnie w końcu na widok pysznie oksydującej broni. 

                                                                                     1982
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)