Manson. Teatr
Chrystus był łagodny
Chrystus zagryzał wargi. Ta prawda jedna w dwóch sądach ro-
zbieżnych, te zdania o człowieku
który umarł za Tyberiusza, a wciąż nie schodzi nam z drogi
podniecają współczesnych.
Opowiadać o raju napotkanym biedakom
i mówić „mijaj” szalonemu światu. Pozornie wydaje się być to
do zrobienia;
tak sądził Manson
i spaczył. Struktura jego gminy przypomina wysy-
pisko. Tym, co pozwala ujrzeć rzecz całą
dokładniej jest
chwyt, nie, s p o s ó b w jaki ustawia cały Plan
tego co robi
_ _ _
na wprost są drzwi; i wciąż trwa cisza. Szmer. Ktoś
kaszle jakby. Cisza
wreszcie: „zostawcie mi dziecko” to
Sharon Tate;
pauza. Agonia. Cała scena
chwieje się długo w blasku świec
wniesionych do wnętrza przez czworo zabójców…
Manson po prostu robi t e a t r. Wprowadza do gry
te wszystkie rzeczy,
których się lękał prosty Jezus: figury, nastrój
cały ten teatr w modnym wydaniu
*
Ostatecznie sprawa kończy się tak, jak było do
przewidzenia: bez Krzyża i
Chwały w San Quentin.
*
Ten szczegół:
… zdradzają go modne, dłu-
gie bardzo włosy, przycięte drzwiami ściennej szafy
na rancho Barkera, kiedy (tropiony) kuli się za nimi
zapominając o tym,
że po nitce zwierzęcego zapachu i tak dopadną kłębka
inne zwierzęta –
diabelnie chwytne.