Matka artysty

szarpnął tedy i wyszedł. Spojrzałem na nią: stała 
odchylona do tyłu; 
                              jej drobna pięść tłukąca o powietrze! 
gwałtowni byli, gwałtowni oboje. Potem on się gdzieś uczył 
i został artystą. 

Wspominam tę scenę ilekroć patrzę na jego 
obrazy. Ten sam ciągle temat: dziewiczy las o 
purpurowych, ciężkich jak bochen liściach. Pośrodku – 
                         konik. Sprężony 
                         i fioletowy, 
                         bijący o Ziemię, o Czerwień kopytkiem! 

Nad wszystkim: ciche, dopraszające się spojrzenie 
                         i wpółuchylone drzwi; tak zapamiętał. 
    
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)