***

Około południa wychodzi zza horyzontu; 
mimowolny zrazu, utrwala się. Jest. Nie chowa już bieli, 
utwierdza ją. 
                       Po kilku kwadransach 
podsuwa nam siebie: promienną pięść 
z tym jakby: „Popatrz, czym jestem, z podziwu 
zagwiżdż” 
Ale od przodu bije coś niby mróz, znieczula całą twarz 
i nie można, nie można 
złożyć warg; 

szklisz się niemy, porażony bielą: 
jest wielka 

Scott lubił te zagadkowe okręty. 
    
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)