Rousseau

                                                           Wkrótce, przestając sypiać pod pier-
wszym lepszym drzewem lub się
ukrywać w jaskiniach, zaczęto sto-
sować coś w rodzaju jakby toporów
z twardego i ostrego kamienia.
(Rozprawa o nierówności)

*
A gdyby mnie spytano
W czym tkwił błąd
mój błąd Wskazałbym to
miejsce, tę bliznę w Rozprawie, pomiędzy
przypowieścią o Aleksandrze z Fer
a wywodami o dwojakiej
naturze miłości:

Mandeville doskonale był świadom,
że przy całej swej moralności
ludzie byliby zawsze tylko potworami,
gdyby im natura
nie dała litości
na poparcie rozumu…


Tak W tym błąd Mój błąd Podwójny bo
powtórzony Mój błąd Wynikły z zaufania
do konstrukcji Do pokrywy czoła Pokrywy
mówię Do płyty profilowanej na miejscu
piersi Do płyty Z owym
centrycznie, pod nią, osadzonym kamieniem
Kamieniem mówię Jakże inaczej
dziś nazwać to wnętrze, ciało
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
po tym, co ujrzałem

Ów kunszt spawalniczy
owa maszyna
napełniają mnie przerażeniem.

I
Pytasz kim jestem Mówię
Rousseau

Chudy Niemłody
Wysuwający się z bramy
bokiem Przez chwilę
w smudze jasnego dnia

Już
w cieniu ściany o
metalicznym blasku

Bezradny Nagi

Na skrzyżowaniu
gdzie się zapala
czerwone światło

Stop: Tędy pomyka
epoka benzyny
żelastwa i gazów

Cofam się Krztuszę

Pamiętam Muszę
uważać Muszę
uważać To było wczoraj
W tym świecie, kotle
ach obojętne

W obliczu cywilizacji Mówię
Rousseau

II
… dopóki im wystarczyło
zszyć skórzaną swą odzież
cierniem lub ością,
ustroić się w pióro i muszle

póty żyli wolni i zdrowi
dobrzy
i szczęśliwi
… Mówię tu o litości

Te słowa słowa pomyślane
w lesie
Saint-Germain
pod skrzydłem ptaka kołyszącym ciszę

pod miłującym okiem
Teresy Le Vasseur

w zapachu igliwia

Te słowa poprzedzające wróżenie
o –

… dwieście lat później
dotknąłem śmierci Zmechanizowanej
zupełnie Gwałtownej Pewnej Dzięki
wynalazkom
Dwudziestego wieku Ach zrozum

parabellum szpandau Cyklon
B Nade wszystko zaś
Piece
o wydajności, którą opisał
Rudolf Ferdinand Hoess Tak Człowiek
epoki W swym Pamiętniku,

wobec którego blednie moja
wyobraźnia poety

Dwieście lat później – mówię – we wrześniu
tak To był wrzesień

Pod wielką ścianą
wypełnioną płomieniem

prześlizgnąłem się

Obok –

III
Mówią, że można
zapomnieć

Splątany gąszcz lasu
zakrywa Bieżąca woda
wygładza Pamięć się zrywa
zaciera pod wpływem Tak Mówią
że można

nie wierzę. Wciąż

punkt jeden Nie
Ściana Nie Płomień
płomienie Tak

dwa. Dwa noże w mych oczach

od tamtego dnia.

Najgorsze co uczyniła mi
wojna Moje oczy

zostały bez powiek.

IV
„Długość życia koni – mówi p. Buffon – jest,
jak u wszystkich innych gatunków zwierząt,
proporcjonalna do czasu, przez który rosną.
Człowiek, który rośnie przez lat czternaście,
może żyć sześć albo siedem razy dłużej, czyli
dziewięćdziesiąt do stu”

Nie wierzę.
W bezinteresowne otoczenie
minerałów (Kamienia) muru z nich
uczynionego W środowisko dymu nad horyzontem
okolicy Nad horyzontem czoła Bez zamierzeń
dookoła ciemnych Destrukcyjnych W metal
inny niż do ugodzenia Pomyłce tu zaprzeczam
Złudzeniu Nie wierzę
w biel Klarowność Biel Tak Nieodwracalność
porządku Wzrostu Przemiany i rozpadu W obłok
jakoby bez W owo skrzypnięcie przestrzeni
nad nami Bez zamysłów jakoby Zaprzeczam
złudzeniu –
Kto zna zamysły skrzydła
rozpiętego nocą Dzioba

Z wysokości stu, s t u tysięcy stóp, piszą,
wypatrzy o n o ujmie ślad stopy człowieka
na śniegu Zaprzeczam złudzeniu Jesteśmy
na dłoni. To sprawa
aparatury Systemu transmisji, powiedzą. Zaprzeczam.
Cywilizacji. Twierdzę. Sztuki pogromu
bez uronienia
kropli krwi. Przedwcześnie. Tak. Wyparowania nagle
żywej wody.

V
Technika. Ten
. . . . . . . . . . . . . .
pazur. Uległy pozornie.

Zniewalający
do służenia. Cokolwiek
byś powiedział. To rzecz

o upokorzeniu.

VI
W 1958 roku na Kungsgaten
W Sztokholmie
W godzinie inwazji Szybkich
mechanizmów Chromu Lakierów i
Pneumatycznych kół

pod wieczór Z nagła

ujrzałem wypadek
pomieszania zmysłów

On lizał oczami. Te

psy lizał

volvo*. Te psy Skandynawii

tak Tracił zmysły Kiedy po 100
sunęły stadami, spłaszczone
czujne
podobne w swym ruchu do
pręgowanych zwierząt
. . . . . . . . . . . . . . . . .
Ten chłopak

nie wrócił do kraju. Był wieczór
Wciągano kotwicę To drżenie od głębi
Te kroki marynarzy imitujące
ciszę

Jak można, szeptał ktoś
obok Jest młody, mówiłem Jest
młody, proszę pani

powiewaliśmy chustkami
Nie spojrzał

szczęśliwy
spętany

wpatrzony w zielone
volvo

VII
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . wrócić.

Cokolwiek byś w końcu powiedział
Cokolwiek byś powiedział

Rozumie –

VIII
Jako że byłem,
że jestem ów Żyd Spod Ściany
Nagi
nawleczony na żebro Ta skóra Z ową
żałosnością
pomiędzy udami Lękam się

dalej.

Przestrzenie – Zimne
Zamknięte. Budowle w aluminium
Beton beton

bez liścia. Bez zawołań

Ściany –

O wy miasta księżycowe
o obliczu tragicznie zmarłych

Wrócić chcę odejść na pola







* „Volvo” – marka popularnych w Szwecji samochodów tamtejszej produkcji, najczęściej szybkich wozów sportowych.

Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)