Sen w Skálar
Pod koniec grudnia przedarłem się wreszcie.
Wydmuchane zagaje Wyraźny skrzep Ten zygzak
krwinek oplątujący hen – brzegi Spustoszenie w liściach
echo echo znaczyły najwyraźniej
drogę odwrotu. Rozpaliłem ognisko Czekałem
nowiu Milczenie Śnieg Zastanowił mnie tylko
ów paznokieć Nie zbielały jeszcze Spłoniony Z tę-
tnem (podpełznąłem blisko) Nade wszystko zaś
dziób. Poruszający się jeszcze. Tak.
