Stary człowiek ze wsi Zialony Łuh wspomina lata chłopięce
Dziwne: wyczuwał rzecz z dala. Wpierw słony, jak zawsze, i n a o d l e g ł o ś ć, a przecie tu, w ustach, smak czegoś. Oksyd oksyd nagana: Boże, jak mocno go zawsze pamiętał! i zaraz woń juchtu, nie, przykwas drelichu. Już wiedział. Przez szparę w płocie, przez oczko po sęku, tuż tuż przy sobie (gdyby chciał tylko wysunąć palec mógłby go dotknąć) widzi go: kucnął. Tak, jeden z plutonu; za swoją potrzebą kucający Mongoł. Dzień stał w zenicie i było cicho. Cierpnąc że kichnie, z brodą po piachu, bez czucia bez ducha odpełza rakiem i wrócił do wioski. Tak szczęście. Lecz nadsłuchiwał. Jakoż pod wieczór zaczęli na nowo. Najpierw z osobna, potem miarowo już, gęściej.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla
dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym
układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)