latami tracą. W kółko. 
A jeśli osiągną, przychodzi to 
s p o z a i ustala formę, nagłą niby kropla 
na płaskim liściu. Co w takim razie dają 
oni? 
W dzień pogrzebu swej matki Tadeusz pokazał mi 
gipsowy odlew jej twarzy. Był jakby ciepły jeszcze 
i zatopiony w spokojnej wodzie 
stawu; być może złudzenie to sprawiały usta 
z tym tajemniczym uśmiechem zmarłych 
na serce. 
Na lewej skroni, na lekkim 
szronie ujrzałem długi siwy włos 
tej zmarłej. 
Patrzyliśmy w milczeniu. 
Uderzył mnie szczegół tej pięknej formy. Siwy włos 
owej kobiety, a raczej blask wokoło niego (a może i 
świat?) 
jak gdyby  p u l s o w a ł 
na wyciągniętej dłoni kopisty.