W drodze do Matarieh
A pod koniec tego wieczoru ujrzeli stare drzewo sykomory,
dobre by spocząć pod nim;
nie można było. Milczący człowiek z gospody przydrożnej
jak szakal spoglądał i mógł o nich donieść
wykręcając chyłkiem ten numer... Kluczyli nocą przez trzy
czy cztery dni
*
zbudziła Go cisza, był ranek. Obraz jest
jak ze snu:
cienisty parów,
szczyt skały na prawo wysoko świecił,
jakieś zwierzęta kroczyły im naprzeciw
„tu nas nie znajdą, nakarm go, Mario” cicho mówi mężczyzna
i siada na piasku
