Wszechświat

Zwrócone ku dzieciństwu i ku przeszłości Ameryki kompozycje rodzajowe Grand-ma Moses, kwiaty, lądy i morza Bauchanta, obrazy Węgra Scontvaryego i Gruzina Pirosmanaszwilego, dzieła innych głośnych prymitywistów – dopełnia osobny świat Teofila Ociepki.
Tak mówią teraz.
Doceniony został dopiero po wojnie, choć malował od dawna, maszynista turbin w śląskiej kopalni. Ale oto zaczęto pisać o nim rozprawy i książki, jego prace wystawiane są w reprezentacyjnych salonach Londynu, Sao Paulo, w paryskim Musee National d'Art Moderne... Staje się sławny. Zdobywa sławę za życia.
Umiera w Bydgoszczy w wieku 87 lat. Mieszkał w tym mieście długo, a okres ten zaliczał do szczęśliwych.

                                       *
Pisał:
„...Los włożył mi do kolebki szalone zamiłowanie do filozofowania i badania natury, tej części nieznanej, a usposobienie moje było bardzo religijne i do tego cierpiałem na chorobliwą ciekawość 
i maniacki sceptycyzm i tak jest po dziś dzień.
Szukając jednej książki po całych Niemczech nie znalazłem jej, ale zgłosił się z Würtenbergu taki dziwak jak ja i z tym korespondowałem przez 40 lat, a był to swego rodzaju ludzki geniusz i unikat i ten moją ciekawość zadowolił. Ten mi raz napisał: »Teofilu, do ciebie przyjdzie duch i ten cię nauczy malować«. Ja jednak nigdy żadnego ducha nie widziałem, ale w mojej duszy zrodziło się coś niezdefiniowanego, co by można nazwać zamiłowaniem do istoty piękna tj. do Boga. Było to w 1927 roku i od tego czasu rozpocząłem malować i maluję po dziś dzień z niesłabnącą radością i uciechą”1.
Tyle piórem. Ale o źródłach swej sztuki mawiał i tak:
– Jednym wsadza los do kołyski gołębia, zamiłowanie do wędkowania, szachy, mnie włożył bajkę. Całe moje jestestwo uśmiecha się do bajki. Na swój sposób szukam teraz prawdy. Dla mnie bajka jest rzeczywistością. W naturze zawsze pozostanie coś tajemniczego, fantastycznego. Nasłuchałem się wiele w dzieciństwie od dziadka i pradziadka o utopcach i innych śląskich dziwach. Może to z tamtych czasów jeszcze wzięło się we mnie...
Tymi zwierzeniami uzasadniał najprzedniejszą u niego tematykę: baśni. W świecie jego malarstwa, od samego początku królują baśń, magia, fantastyka. To prawda, że raz po raz widać tam dociekliwą obserwację zjawisk i zdarzeń rzeczywistych; będzie to odczuwalne zwłaszcza w ostatnim okresie życia artysty; wszystko to jednak przepojone jest klimatem baśniowości.
Tę baśniowość  u m a c n i a  niejako teoretycznie, przemyśla ją. Stale. Wynika to z jego zwierzeń.
Łącząc przeciwieństwa, godzi legendę z realnym życiem, wiarę w ewangelicznego Boga z okultyzmem. Naprawdę wierzy w celowość szukania kamienia filozoficznego. Ktoś pisał: „przedziera się przez zawiłości książek teozoficznych, aby poznać tajemnice bytu i życia”.
Popełniali błąd ci komentatorzy, którzy widząc źródła symboliki Ociepki w jego wyobraźni i fantazji, nie dostrzegali i tej siły sprawczej – owego „filozofowania”, upartych rozmyślań na przedziwny sposób.

                                       *
Oto obraz: Niedźwiedź z Saturna. W skalistej, czerwonawej scenerii – błękitny, mocno kudłaty stwór. W łapie trzyma zielsko („to pożywienie” mówi autor). U jego stóp wije się zielony jaszczur, obok – inne dziwaczne stworzenie, w kolorze płomienia...
Powie, że pomysł tego obrazu powstał po przestudiowaniu pożółkłego dziełka jednego z XIX-wiecznych wizjonerów-kabalistów, który opisuje bujne życie zwierzęce i roślinne na planecie Saturn, a wywodom swoim przydaje powagę naukowej wypowiedzi.
Uwielbiał tego rodzaju literaturę. Wykorzystywał jej treści dla artystycznych celów.
Jednocześnie czytał współczesne piśmiennictwo popularno-naukowe. Śledził zdobycze techniki. Oto tytuły książek z jego domowej biblioteki: Tajemna wiedza duchowa, Mistyka i magia liczb, Metafizyka Awicenny, Przyczynki do magii, Kabała Papusa, obok zaś: naukowa edycja PWN Powstanie życia na Ziemi, Historia nowożytna, grube zszywki „Problemów”.
Z Indii przysyłano mu książki o sanskrycie, sztuce i filozofii hinduskiej.
– Drugiej tak wszechstronnej i bezstronnej biblioteki jak moja nie znajdzie pan w całym kraju – twierdził z przekonaniem. Opowiadał się jednakże za „tajemną” częścią księgozbioru. Chwalił zdobycze współczesnej nauki, ale miał jej za złe, że nie docenia tajemniczości i magii, które także egzystują w świecie. I dobitnie: – Same komputery i uczone gadanie to za mało. Chciałbym, aby w następnym tysiącleciu rozwijały się bujnie nauki ścisłe, technika, wiedza oficjalna, ale aby nastąpiło również odrodzenie wiedzy tajemniczej, która objaśnia to, co baśniowe, magiczne...
On, piewca baśni, zabrał się na krótki czas do tematu „elektronicznego”. Malował roboty. Obojga płci. Były to malowidła zdecydowanego sceptyka. Bo „nie można zastąpić maszynkami żywego człowieka, mechanizmy nie czują, a bez miłości wszystko niszczeje”. Precyzyjnym, chłodnym robotom przeciwstawiał świat natury, przede wszystkim ptaki mądrości: sowy. Napuszone ze złości, spoglądały na mechanizmy nie będące w stanie wykrzesać z siebie tego, co ludzkie: uczucia.
Za to z niekłamanym podziwem oglądał telewizyjną transmisję z połączenia się kosmicznych pojazdów „Sojuz” i „Apollo”.
Pod wielkim wrażeniem maluje płótno Przyjaźń w kosmosie sowiecko-amerykańska. Obraz ma kunsztowną formę. Jego dół stanowi krzywizna zielonej kuli ziemskiej, zaludnionej przez kobiety, dzieci i mężczyzn z wyciągniętymi w górę rękami. Wysoko na ciemnym błękicie, który misternie okalają jasne obłoczki, widać oba połączone statki. Nie ma w nich nic prócz połączonych ze sobą dłoni. Kompozycja ma jeszcze jeden motyw o wielkim znaczeniu. Oto w przestrzeni kosmicznej, w której spotkały się oba pojazdy – widać zarysy głów zwierząt, skrzydeł ptaków. W ten sposób Teofil Ociepka zilustrował swe przeświadczenie: – Jeśli w kosmosie ludzie wyciągają do siebie ręce, to ten kosmos nie może być tylko pustką – bez zwierząt, ptaków i tego wszystkiego co miłujemy.
Tą symboliką zakończył się okres malarskiej fascynacji cywilizacją techniczną. Następuje powrót do dziewiczej puszczy.

                                       *
Ulubionym tematem artysty była dżungla, zielona, bujna, pełna lwów, fantastycznych ptaków, koni, jaszczurów i baśniowych smoków, niekiedy nagich ludzików, żyjących razem w pokoju i harmonii. – Dziewicza puszcza – utrzymywał – do dnia dzisiejszego pociąga człowieka swą tajemniczością. Biorąc ją sobie za temat szkolę własną imaginację, ona zaś z kolei jest tym, co pozwala mi czarować innych.
Chwalił kolor zielony we wszystkich jego odcieniach, ponieważ był dla niego „czarowny”. Dżungla ze swą głębią jest właśnie zielona. Chciał ją oddać w obrazie tak, aby stanęła przed nim jak żywa.
Zapełnił ją zwierzętami i ptakami, sprowadził do niej duchy lasu.
Mając 85 lat namalował jeden z najbardziej uroczych obrazów i zatytułował: Święty Franciszek – biesiada z niedźwiedziem. Tło tej anegdoty stanowi dżungla. Pośrodku zacisznej łąki – stół z rajskimi owocami, przy nim Biedaczyna Boży i kudłaty zwierzak. Właśnie Franciszek wręcza rozanielonemu misiowi garniec pełen puszczańskiego nektaru (podebranego pszczołom). Przyglądają się temu baśniowe ptaki i zwierzęta. Całość nasycona jest światłem i spokojem.
Wśród zwierząt swego dziewiczego lasu szczególnie admirował lwa. Mówił o nim: – Lew na obrazie musi być pięknie wykończony, musi być podobny, ale jednocześnie udziwniony, fantastyczny, musi być tajemniczy jak cały obraz. Dlatego bywa u mnie fioletowy, czerwony... I dodawał: – Widziałem kiedyś za granicą obraz słynnego malarza Rousseau-Celnika. Był tam lew. Pięknie namalowany! Porównują mnie dość często z Rousseau. Malarstwo jego jest naładowane ekspresją. Dążę też w swoich obrazach do ekspresji, ale mam własne sprawy.
Nie zaprzątając sobie głowy prawami iluzji optycznej, tworzy w swej puszczy własną przestrzenność, prześwity i dale. Ustawia w nich rzeczy nie według zasady perspektywicznego oddalenia, ale według ich ważności czy uroku.
Czasem ptak u niego bywa większy od drzewa.

                                       *
Lubił łagodne przejścia kolorów od ciemnych do jasnych. Ich żywość uzyskiwał przez kilkakrotne nakładanie farb, zaś połysk całego obrazu – dzięki ich mieszaniu z mastiksem.
Zżymał się na sądy, że nie posiada zmysłu lirycznego kojarzenia kolorów, a przeciwnie, lubi kontrasty, zgrzyty, jest brutalny i barbarzyński. Sądom tym przeczy wiele płócien późnego okresu, pełnych spokoju i światła, choć wszystko w nich jawi się żywo i wyraziście.

Nad każdym tematem pracował długo. Duże obrazy malował nieraz rok. Ponoć praca nad jednym z najbardziej znanych: Szachy trwała przez dwadzieścia lat. Do tego tematu wróci w swoim ostatnim skończonym płótnie. Odmieni tylko przedmiot owej gry szatana z aniołem o człowieka. Staje się nim – jakże wymownie świadcząc o pilnym przechwytywaniu przez starego mistrza bieżących problemów egzystencjalnych – kudłaty hippies!
Często poprawiał namalowaną już rzecz, usuwał usterki w proporcjach i kolorach. Mawiał, że w naturze niech się dzieje co chce, ale na obrazie wszystko musi grać. Pytany zaś o swój stosunek do współczesnego malarstwa odpowiadał, że im sztuka jest różnorodniejsza, tym ciekawsza: „i abstrakcja może być dobra, kiedy jest harmonijna”.
Harmonia, właśnie.
To głębokie poczucie jej w sztuce wynikało u niego z usposobienia, z życiowej filozofii, ze stosunku do innych. Jak mówią świadkowie jego śmierci w bydgoskiej klinice, zanim umarł2 – kazał pozdrowić wszystkich przyjaciół.

                                           *
Pozostało na sztaludze niedokończone malowidło. Miała to być karminowo-złocista dżungla z małym, niebieskim Iwem pośrodku...
Bezwzględny czas miesza rzeczy, oddala.
Usiłując zatrzymać wizję ostatniego obrazu niezmąconą, od lat, od dnia pogrzebu Ociepki ani razu nie zadzwoniłem do furtki przy 
ul. Gromadzkiej. Niech mi to nie będzie poczytane za znak przemijającej pamięci.
                                                                                                       1981





    

1 Z odautorskiego tekstu zamieszczonego w katalogu warszawskiej wystawy malarstwa Ociepki, rok 1974.
2 W dniu 15 stycznia 1978 roku.

Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)