Wyjść z chłodu
Samokrytyczny. I mówi zwięźle. W paru zdaniach kreśli główne cechy swego malarstwa.
Jest ono proste, powie dosadniej: uproszczone, nieco twarde i nieco „ludowe”. Tłumaczy to swoim wiejskim rodowodem i zżyciem się z krajobrazem kujawskim i kaszubskim, zwłaszcza z tym drugim. Lubi krajobraz morenowy.
Gama kolorystyczna jego płócien jest chłodna, zestawiona głównie z błękitu i zieleni pogłębionych czernią.
Maluje szerokimi pociągnięciami pędzla, warstwami walorowymi. Podziały płaszczyzny płótna są wyraziste, podobnie jak linie i formy.
Forsuje wartości silnie ekspresyjne i napięciowe.
Zbigniew Papke. Przede wszystkim malarz krajobrazu. Od wielu lat.
*
– Mógłbyś określić odmiany czy przemiany tego pejzażu?
– Są u mnie dwa podziały, a raczej były do niedawna. Wpierw przeważał krajobraz zupełnie nierealny, całkowicie wymyślony dla takiej lub innej gamy kolorystycznej i kompozycji przestrzennej. Z czasem to widzenie zostało wyparte przez kompozycje wrażeń odtwarzanych z pamięci i doznanych rzeczywiście, w przyrodzie.
*
…motywy z Wąbrzeźna i Żnina, cykl płócien z Wdzydz Kiszewskich na Kaszubach. Oto główna ulica, w pionie, przy której z obu stron wszystko się dzieje: jest kompleks skansenu z „koźlakiem”, są jeziora, piachy kaszubskie… Sprowadzono to pospołu do kompozycji malarskiej o wyrazistej symbolice miejsca, miejsca widzianego jakby z góry, z lotu ptaka.
Płótna przypominają mapy. Przeważa w nich, i to zdecydowanie, widzenie topograficzne. Przyznaje, że maluje twardo i płasko, rzeczywiście: topograficznie. Brak jest perspektywy powietrznej. Ale ona, jako taka, nie interesuje go. Ujęcie perspektywiczne jednak jest. Wynika ono z następujących po sobie plam i skosów barwnych biegnących w głąb obrazu.
Możliwe, że waży na takim widzeniu krajobraz szczególnie mu znany i bliski: falujący, morenowy. Nie czuje pejzażu niderlandzkiego…
*
– Krajobraz morenowy. Ten termin kojarzy mi się zawsze z klimatem chłodu, z jakąś p ó ł n o c n ą stroną Kaszub, hen… Wszystkie kolory u ciebie zmierzają ku biegunowi chłodu. Powiem szczerze: powtarzalność tej chłodnej gamy, przez lata całe, zaczyna niepokoić. Coraz dotkliwiej czuję jej chłód.
– Ja też, wierz mi. Ale czy nie zauważyłeś, że prace olejne z ostatniego okresu są nieco inne? I to nie tylko przez pewne ocieplenie koloru? Lata całe, tak, obraz u mnie był budowany zbyt rygorystycznie, był zbyt uporządkowany, nazbyt konsekwentnie. Przyjęte rygory wykluczały wszelkie elementy nie zaplanowane, jakikolwiek „luz” w konstrukcji płaszczyzny czy w fakturze. Nie było więc zbyt wiele miejsca w obrazie na przejawy uczucia, na poruszenie serca.
– A nie będzie ono widoczne, jeśli malarz krajobrazu poniecha rady Józefa Czapskiego: trzeba nauczyć się tak patrzeć, aby czuć, że się studiowaną naturę widzi po raz pierwszy…
*
To widać. Idzie ku gamie cieplejszej. Ku cieplejszym zieleniom i ku żółcieniom, ku ugrom i sjenie. Musi być mniej błękitu paryskiego, tego najchłodniejszego z błękitów. Przemianę w olejach, które zawsze narzucają wielkie rygory warsztatowe, ułatwią mu chyba akwarele. Maluje od lat akwarele. Są znacznie cieplejsze w kolorze. Nic dziwnego, bowiem wszystkie powstają w plenerze. Są zapisem spontanicznym, dowodem przeżytej i uchwyconej chwili, techniką rzeczywiście alla prima. To szczera praca na przyrodzie.
*
– Akwarele chronią mnie przed bojaźnią odejścia od natury i skostnienia malarskiego. Dają czystą radość.
– A wiesz, że niektóre twoje oleje przypominają sposobem malowania akwarele, technikę akwarelową?
– To po części wynika z tego, że kiedy płótno jest jeszcze mokre, przecieram łatką i pędzlem kolor walorowo ciemny do jaśniejszego, do jaśniejszej tonacji. To daje potem wrażenie, powiedziałbym, witrażowe: podłoże prześwieca, jaśnieje…
– A zatem?
– Wyjść z chłodu. O tym przecież mówimy.