Wyspa Bienne

napisałbym książkę o każdej trawie łąk…
(Przechadzka piąta)

Po spokojnej nocy –

owinąwszy gardło szalem przed lekkim chłodem wyczu-
wanym od strony gór,

w bogactwie ziół rozmaitych uwalniając się od myśli,
że do końca już pewnie nie zdoła wyplenić
nieszczęsnej skłonności do zaspokajania siebie
przez siebie samego –

mógłby w spokoju rozpocząć nareszcie
obserwowanie budowy i ustroju roślin
i roli narządów płciowych w owocowaniu,
którego system był dotąd dla niego czymś
nieznanym,

gdyby nie
cebulomdły (rycynowaty) smród olejów pędnych
jakiejś Armii, która
przecięła ten w ciszy wielkiej stojący świat,

w ciszy z bezmiaru nieba,
traw,

wczesnym rankiem tego dnia,
w marszu do Môtiers bodajże albo i Azji
czy też

i spostrzega w górze
błękitniejący do cna jak płytka lodu w strumieniu
księżyc.
Forma prezentowana w przeglądarce internetowej nie odzwierciedla dokładnie zapisu drukowanego. Zapraszamy do zapoznania się z oryginalnym układem literniczym dostępnym w postaci skanu - wyświetl plik PDF (w nowej zakładce)