Znajdowanie
Potwierdzić prawdę sztuki przez prawdę natury. I to w sposób prosty, narzucający się sam przez się, jak w powiedzeniu Picassa: Nie szukam. Znajduję.
W materii
Spójrzmy: sitowie jesienią, woda i niebo. Całe gamy b i e l i, to stłumionych, ciepłych, pod wieczór, to znowu dźwięcznych, w pełni wysokiego dnia. A na nich delikatny, wrażliwy haft wodnych traw, snuty drobinami ugru, czerwieni angielskiej, żółci… Bezlik pionowych a giętkich, swarliwych z lekka źdźbeł, pędów, wszelakich traw z miotełkami u szczytu; wyniosłych, przeto nagabywanych z przekory tu i tam przez wygięte w łagodny łuk pojedyncze źdźbła i odnóżki, spirale jakieś, przesuwające się harmonijnie to w prawo, to w lewo…
A wszystko scalone w jedno, wspierające się wzajem.
Świetliste abstrakcje natury, modulowane ruchem, jak struny harf, zależnie od gry światła na wodzie i w powietrzu; zbudowane z zabarwionych światłem cząsteczek materii, raz jaśniejszych, raz ciemniejszych.
Tu każde źdźbło, każdy pęd i nasienny mieszek, podobnie jak woda i niebo, powstają z „punktowania” nieregularnymi plamkami i liniami koloru. Te znowu „licowane” są, jak cegiełki, obrzeżkami niezamalowanego płótna. W ten sposób całość wydaje się być zbudowana z świetlistych, zatem żywych – atomów. Są niezmienne w rodzaju, ale malarz je chwyta w coraz to inne formy i układy.
I tak Kazimierz Jułga, a o jego sztuce tu mowa, maluje od lat.
Niektórzy nazywają to ustawiczną powtórką, nie chcąc lub nie potrafiąc przyjąć, że t a k właśnie postrzega on byt.
Przy oglądaniu owych pejzaży znad wód, z lasów czy pól odżywa pamięć dawnych eleatów, głoszących, że przyroda składa się z wielości niezmiennych cząsteczek, które poruszając się w przestrzeni tworzą zmienny, coraz to nowy układ świata.
Dla uzasadnienia swoich spostrzeżeń i ujęć formalnych malarz sięgnął po pewien argument.
Dowód
…Kilkadziesiąt fotogramów z utrwalonym na błonie negatywowej światłem jezior i rzek. Motywy znad zalesionych brzegów, płycizny w słońcu, nurt i przemieszczające się głębie…
Mimo nieobecności kolorów, jakie bogactwo waloru, znaków malarskich i graficznych, wzorów na pyszne tkactwo i haft!
Fotogramy Jułgi. Rozwieszane w pobliżu jego obrazów1.
Oto kadr: w o d a. Arabeski, owale, kraterki i zbocza, łagodne skłony w prawo i w lewo, zwolnione jakby,
z l e n i w i a ł e ruchy fal, miejsca, co są jak oka tęczującej oliwy nad czystym piaskiem dna… Szarość, tak, a jaki raj odcieni i od każdego idzie blask.
Nieustanna przemienność.
Malarz powiada:
„Oto trzy zdjęcia tej samej części rzeki, jednego kadru, robione w odstępach mniej niż minuty, a ile różnic! Świat już inny, choć ten sam kadr. To świadczy o ruchu i nieograniczonym bogactwie układów w przyrodzie”.
A jeszcze serie ujęć „graficznych”.
Drobne, suche zrazu zmarszczenia jeziora: wygląda na to, że tu są już głębie. Spokojnie wykreślone, czarne na bieli linie fal, biegnące gęściej i gęściej do mrocznego brzegu, nad którym stoi las… Im dalej tym czarniej: od wielkiego blasku, jak to zwykle bywa w samym środku słonecznego dnia; zaś u końca wody, a przed brzegiem jeszcze, coś jakby z Hopkinsa2 – rój skrzących się skrzatów!
Drobinki światła. Światło wód. Świecenie materii.
Uderzające wrażenie. Punkty, kreski i plamki. To łączy się, dzieli i znowu zespala t a k s a m o jak na płótnach malarza, choć nie ma tu kolorów a rzeźbiarzem w świetle jest wiatr.
*
Bo w końcu chodzi i o potwierdzenie, przez jakiś doświadczalny zabieg czy akt, r e a l n o ś c i proponowanej wizji.
Próba wydaje się być udana.
A zatem radość z poznawczej intuicji? Tak. Widać ją nie od dzisiaj w pogodnym klimacie prac Jułgi. Wyczuwa się w nich i coś jeszcze: pokorę. Wobec natury. Wobec nieskończoności znajdowania.
1 Po raz pierwszy oleje i fotogramy Jułgi pokazane zostały razem w roku 1985 w salach bydgoskiego Biura Wystaw Artystycznych.
2 Gerard Manley Hopkins – wielki poeta angielski drugiej połowy XIX w. „…rój skrzących się skrzatów” – aluzja do słów użytych przez Hopkinsa w wierszu Gwiaździsta noc (The starlight Night) w przekładzie Stanisława Barańczaka.